Mosiele Africa #9 – Woda. Woda! Bardzo dużo wody!
To, że Afryka jest różnorodna widać gołym okiem nie ruszając się z fotela nad Wisłą. Wystarczy spojrzeć na mapę. U góry mapy żółta Sahara, potem zielony środek i pomarańczowe południe. To, że w Afryce jest wszystko wiadomo nie od dziś – od lodowców Kilimandżaro aż po najstarszą pustynie świata – Kalahari.
Oferta turystyczna – szeroka. Podpatrywanie zwierząt na wschodzie kontynentu, zapierające dech w piersiach pejzaże na południu, różnorodność kulturowa na zachodzie czy monumentalizm przyrody na północy. Do wyboru, do koloru. Co kto chce (a raczej kogo na co stać).
Ale Afryka to nie tylko dzikie zwierzęta, cudowne plaże, oszałamiające widoki, czy fascynujące kultury. Afryka ma także propozycje dla tych bardziej wymagających, bardziej odważnych czy skłonniejszych podejmować trudniejsze wyzwania.
Kilimandżaro – codzienna pielgrzymka setek jak nie tysięcy śmiałków, którzy chcą zmierzyć się z własną słabością. I pomimo, że same podejście jest naprawdę łatwe (nie wymaga żadnego specjalistycznego sprzętu czy szkolenia), to jednak mordercze podejście na wysokościach przekraczających 5 000 m już nie jeden przypłacił życiem (głośny ostatnio przypadek Aleksandra Doby – polskiego podróżnika, który przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki).
Ale oprócz tak ekstremalnie trudnych wyzwań jest też wiele innych możliwości podniesienia sobie poziomu adrenaliny. Dziś chciałbym skupić się na jednym z nich – raftingu. Cóż to takiego ów rafting jest? Zajrzyjmy do Wikipedii: Rafting – turystyczna odmiana spływu rzecznego, do której używa się różnych rodzajów tratw, łodzi, pontonów, kajaków itp. Rafting oferuje się na wodach śródlądowych o różnym stopniu trudności, odpowiednio do potrzeb i możliwości pasażerów.
Jest sześć stopni klasyfikacji trudności bystrzy (czyli miejsc spienienia i szybkiego przepływu wody) od I (łatwy) do VI (ekstremalny). Ta ostatnia klasa – dopuszczona jest już tylko dla profesjonalistów. Reszta… cóż, reszta zależy od tego jak odważny jesteś i jak bardzo lubisz adrenalinę. Ja lubię. I dlatego dziś zapraszam do jednej z mekk „raftingowców” – afrykańskiej rzeki Zambezii poniżej Wodospadu Wiktorii. Film z wodospadu zawiera trzeci odcinek naszej podróży publikowany w grudniu ubiegłego roku. Zambezii oferuje wszystkie klasy bystrzy. A nawet te już niekwalifikowane i wyłączone z zabawy ze względu na swoje niebezpieczeństwo. I tylko od Ciebie (i Twojego portfela) zależy na którą opcję się zdecydujesz – pół dnia, cały dzień, dwie doby, a może nawet tygodniowy spływ. Wola twa.
Ja i moja córka Wiktoria, ze względów czasowych, zdecydowaliśmy się na półdniową opcję. Było genialnie. Zwłaszcza jak można było pokonywać niektóre bystrza wpław. A po drodze mieliśmy dwie „piątki” – czyli bystrza sklasyfikowane jako „ekspert”. I przyznam się, że czasami strach staje w gardle. Tym bardziej, że ze względu na swoją wagę siedziałem w pierwszym rzędzie na dziobie pontonu (co widać na zdjęciu) i to ja i mój sąsiad patrzyliśmy w gardziel rozszalałej wody (inni widzieli nasze plecy). Ja dałem radę, ale sąsiada raz, dosłownie „wyszarpała” wzburzona fala z pontonu. Porwany w tzw. „młynek” został wypluty kilkanaście metrów dalej przez rozszalałą rzekę. A zresztą, co ja będę tu pisał. Proszę wejść na stronę www.infoplocktv.pl lub zeskanować kod QR by przekonać się samemu jak ogromna jest to frajda.
Mzungu Roland Bury