Mosiele Africa #11 – Takie ZOO to nie ZOO
W dzisiejszym odcinku podróży po Afryce chciałbym zająć się tematem ochrony jednego z największych skarbów jaki posiada Afryka. Zwierzęta – bo to one przecież stanowią jeden z największych magnesów przyciągających turystów na ten kontynent.
Wiadomo, dawniej bywało tak, że człowiek korzystał z zasobów przyrody bez żadnych ograniczeń, bez żadnej refleksji. Jednak w sumie to dość wcześnie zaczęto dostrzegać przyspieszoną degradację środowiska naturalnego będącą wynikiem działalności człowieka. W 1840 r. południowy region Afryki opanowała tzw. „gorączka złota”, ogromne zasoby kości słoniowej, rogów i skór. Pierwszy Prezydent Południowej Afryki – Paul Kruger, zaniepokojony szybkim niszczeniem przyrody przez myśliwych, zaapelował do transwalskiego parlamentu o utworzenie chronionego obszaru w rejonach Lowveld (obszar wzdłuż granicy z Mozambikiem). Najpierw powstał „Rezerwat Sabie”, który jest teraz południową częścią Parku Narodowego nazwanego w 1926 roku Parkiem Krugera – na cześć jego założyciela (oficjalnie park utworzono w 1898 roku). Takie były początki ochrony przyrody w Afryce. Potem wraz z post-kolonialną falą uzyskiwania niepodległości powstawały liczne parki i rezerwaty narodowe w praktycznie wszystkich „nowych” krajach kontynentu.
Dziś mamy więc Parki i Rezerwaty Narodowe, prywatne rezerwaty (zwłaszcza na południu kontynentu), a także tzw. „Conservation Area” i wiele obszarów, które nam Europejczykom mogą kojarzyć się z ogrodami zoologicznymi. Czym są Parki i Rezerwaty Narodowe tłumaczyć chyba nie muszę. A czym jest prywatny rezerwat przyrody – to ogrodzony obszar zamieniony z dawnych latyfundiów na rezerwat, w którym także możemy zobaczyć dzikie zwierzęta (oczywiście nie w takiej ilości jak w Parkach Narodowych). Na terenach takich prywatnych rezerwatów odbywają się wciąż legalne polowania na zwierzynę. I pomimo, że sam jestem zwolennikiem całkowitego zakazu polowania na zwierzęta, to po rozmowach z kilkoma tubylcami już tak ostro nie potępiam tej praktyki. Odbywa się to mianowicie w taki sposób – kiedy wiadomo, że na terenie takiego prywatnego rezerwatu znajdują się stare lub chore zwierzęta to ogłasza się możliwość wykupu licencji, a na miejscu dla takiego myśliwego odgrywa się pewnego rodzaju teatr. Taki klient jest wożony w miejsca, w których podobno widziano dane zwierzę, godzinami się go tropi, by w końcu „szczęśliwie” znaleźć osobnika przeznaczonego do odstrzału. Oczywiście rodzi się pytanie czy jest to wciąż moralnie dopuszczalne (takie polowanie) i czy nie powinno się całkowicie zakazać takiej działalności. Zwłaszcza, że o wiele bardziej rabunkowe czy wręcz zbrodnicze jest kłusownictwo, które, moim zdaniem, jest największą zbrodnią przeciw przyrodzie. Tym jednak tematem zajmę się w przyszłości.
Teraz, chciałbym jeszcze kilka słów napisać o tzw. „Conservation Area”. W największym skrócie to taka otulina Parku Narodowego, w której egzystują dzikie zwierzęta oraz rdzenni mieszkańcy tych terenów. Tak np. jest wokół perły Afryki jakim niewątpliwie jest krater Ngorongoro w Tanzanii. Mieszkających tam Masajów nikt nie przesiedla. Wolno im na tym terenie wypasać krowy i kozy, nie wolno im natomiast polować i zabijać żadnych dzikich zwierząt. I taka koegzystencja jest prawdziwym powrotem do korzeni – do tego co było przez stulecia. Dziś w rozmowie z przywódcą Masajskiej Bomy dowiedziałem się, że kiedyś chłopiec by stać się mężczyzną musiał zabić lwa. Dziś musi tego lwa ochronić!
Na koniec chciałbym wszystkich zaprosić do ZOO. Ale nie takiego, jakie znamy z Polski czy Europy – z klatkami czy małymi wybiegami. Często przy dużych miastach w Afryce wytycza się wielohektarowe obszary po których zwierzęta poruszają się swobodnie. Oczywiście są pewne zabezpieczenia przed krokodylami czy hipopotami (bo poczciwe „hipcie” to drugi afrykański „ludobójca”), ale służą one bardziej nam niż dzikim zwierzętom. I powiem szczerze – ja wyszedłem z takiego ZOO oczarowany. Małpy przechadzały się między nami, karmiliśmy żyrafy, dotykaliśmy żółwie, ptaki lądowały kilka metrów przed nami, braliśmy krocionogi na ręce – zresztą co ja tu będę dużo gadał zobaczcie sami jak wygląda to w Mombasie.
Mzungu Roland Bury