Płock sportową prowincją
Niedawno opublikowaliśmy wywiad z jedyną płocczanką na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio – Dominiką Baćmagą. Zgodnie z przewidywaniami Dominice nie udało się wystartować w żadnym z biegów. Jednak nie można mieć o to pretensji do zawodniczki, ponieważ już sama olimpijska nominacja była zarówno dla niej, jak i naszego miasta wielkim sukcesem.
Kiedy opadł olimpijski kurz warto się zastanowić, czy symboliczny udział jednej zawodniczki można nazwać sukcesem Płocka? Polscy sportowcy wypadli w klasyfikacji medalowej przyzwoicie, zaś sami lekkoatleci rewelacyjnie.
Warto pokazać, z jakich miejscowości pochodzą nasi medaliści olimpijscy:
- Anita Włodarczyk – Rawicz
- Natalia Kaczmarek – Drezdenko
- Justyna Święty-Ersetic – Racibórz
- Paweł Fajdek – Świebodzice
- Patryk Dobek – Kościerzyna
- Maria Andrejczyk – Suwałki
- Malwina Kopron – Puławy
Same metropolie, przy których Płock wygląda jak biedny kuzyn. Pisząc poważnie, to warto się zastanowić, dlaczego tak małe miejscowości potrafią wychować medalistów olimpijskich, a Płock nie?
Miasto posiadające miliardowy budżet oraz mające w swoim sąsiedztwie potężną spółkę skarbu państwa, która mianowała się mecenasem polskiego sportu, jest sportową pustynią. Dlaczego?
Warto zajrzeć w zestawienie finansowania szkolenia płockich klubów. Płock inwestuje w dyscypliny, które nie przyniosą nam olimpijskich laurów, ponieważ ich w programie igrzysk po prostu nie ma! Plażowa piłka ręczna, ultimate frisbee czy dynamiczne strzelectwo sportowe to przykłady wyjęte prosto z zarządzenia prezydenta Płocka. Warto dodać do tego inwestowanie grubej kasy w gale sportów walki, podczas których o tytuły rywalizują perspektywiczni zawodnicy po pięćdziesiątce (i nie mam tutaj na myśli miary objętości cieczy). Od lat Płock łoży także pieniądze na sport amatorski. Choć sam reprezentuję to środowisko, to uważam, że jak ktoś chce jechać na maraton do Poznania czy Wrocławia, żeby zająć setne miejsce, to niech płaci za to z własnej kieszeni. Pieniądze publiczne powinny być przeznaczone na sport dzieci i młodzieży. Odbudowa struktury szkolenia w formie „piramidy” da nam szanse marzyć o olimpijskich sukcesach płocczan. Żeby wychować jednego mistrza olimpijskiego musimy mieć stu mistrzów Polski, a żeby mieć mistrzów Polski, w Płocku sport uprawiać muszą tysiące dzieci. Utworzenie skutecznego systemu „ścieżki naboru” zdolnych pod względem sportowym uczniów jest jedną z możliwości powrotu na dobre tory. Niestety redukcja „godzin klubowych” oraz zajęć SKS znajdują odbicie w wynikach płockiego sportu młodzieżowego. Jeszcze w latach 2012 i 2013 jako gmina zajmowaliśmy 31. miejsce w Polsce w punktacji sportu dzieci i młodzieży. Od tego czasu zaliczamy tylko spadek. W najnowszym rankingu opublikowanym przez Ministerstwo zajmujemy 60. miejsce (wyprzedzają nas m.in. Włocławek, Grudziądz, Kartuzy, Piaseczno czy Ciechanów). Będzie tylko gorzej, bo od początku roku szkolnego 2019/2020 działała tylko jedna klasa IV o profilu sportowym w całym Płocku!
Piękną zasłoną dymną jest też ORLEN TEAM, który skupia już ukształtowanych, utytułowanych i (prawie) emerytowanych sportowców (Małachowski 38 lat, Włodarczyk 36 lat). Przykład Krysciny Cimanouskiej pokazuje, że jest to projekt typowo PRowy. Ze wspieraniem polskiego, a szczególnie płockiego sportu, nie ma nic wspólnego.
Społeczna odpowiedzialność biznesu oraz ustawowy obowiązek wspierania przez samorządy kultury fizycznej w naszym mieście przelicza się tylko na głosy. A że SKSy i ranking sportu dzieci i młodzieży na głosy się nie przekładają, kolejnego płockiego olimpijczyka możemy długo nie zobaczyć.
Sebastian Dymek
Biegaj z Dymkiem