Widzieć niebezpieczeństwo…
Ostatnie, nie waham się powiedzieć przerażające doniesienia: z Poznania, gdzie doszło do zabójstwa pięcioletniego Maurycego na oczach opiekunów, Zabierzowa pod Krakowem, w którym w czasie zajęć przedszkolnych utonął czterolatek, czy wreszcie Gdyni, gdzie miało miejsce zabójstwo sześcioletniego chłopca, budzą trwogę i pytania. Każde z przywołanych wydarzeń jest inne, zarówno motywy lub zaniechania, jak i okoliczności, miejsce. Łączy je ofiara – bezbronne dziecko. Wypadki te stanowić mogą pretekst do podjęcia, po raz kolejny dyskusji o naszym bezpieczeństwie, o eliminowaniu ryzyka, o szansach i metodach
oraz poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: Czy musiało dojść do tych tragedii? Czy nie można było ich uniknąć? A jeżeli było można, to w jaki sposób? Nie chodzi o ustalanie winnych. Tym zajmie się stosowny organ. Chodzi o namysł nad umiejętnościami, nad kompetencją, nad zachowaniem i instynktami.
Krakowska prokuratura ustaliła, że czteroletni chłopiec wpadł do studzienki z wodą, znajdującej się w rejonie placu zabaw na terenie przedszkola. Studzienka była źle zabezpieczona. Do śmierci chłopca doszło podczas pobytu w przedszkolu,
w obecności pracowników tegoż (celowo nie pisze opiekunek, bo z opieką nie miało to wiele wspólnego, jak również, że była to obecność, a nie opieka). Liczba pracownic w stosunku do ilości i wieku dzieci, w opinii ekspertów była zdecydowanie za mała, a tylko jedna z pięciu miała wszystkie wymagane uprawnienia do pracy z dziećmi. Nie wiadomo, czy „opiekunki” widziały moment wypadku, czy też znalazły chłopca dopiero po zauważeniu jego nieobecności.
71-letni mężczyzna, który zabił małego Maurycego leczył się neurologicznie. Choroba, zdaniem ekspertów mogła spowodować zaburzenia somatyczno-psychiczne. Mężczyzna w dniu tragedii najpierw zaczepiał sklepową, następnie innego mężczyznę, potem podszedł do przedszkolaków i stwierdził, że „wszystkich zabije”.
Zabójstwo w Gdyni przebiegło w ciszy mieszkania, a sprawcą był najprawdopodobniej ojciec, żołnierz. Poszukiwany Grzegorz Borys miał wcześniej przychodzić na plac zabaw
z nożem i już od jakiegoś czasu zachowywać się niepokojąco. Jak relacjonują sąsiedzi, po jego zachowaniu można było się wszystkiego spodziewać.
Czy dało się tych śmierci uniknąć? Nie wiem. Być może nie. Nie przed samym zamachem jak w Gdyni. Ale możliwe, że tak, że można było zminimalizować ryzyko, a nawet,
jak w przypadku Zabierzowa całkowicie je usunąć.
Wiele się obecnie mówi o różnych zasadach bezpiecznego zachowania. Niestety, mało słucha, wdraża i stosuje. Takie czasy? Tak, takie czasy, takie środowisko, takie zaniechania. Rzecz to zgoła normalna, że w przypadku braku zagrożenia, zanikają umiejętności, a bez ćwiczenia i powtarzalności, pozbywamy się gotowości i skuteczności (za: T. Kotarbińskim). Nauka podstawowych zasad bezpieczeństwa, w tym pomocne różne kampanie (jak 4U – uważaj, unikaj, uciekaj, ukryj się, udaremnij), będące powieleniem zasady: przeciwdziałania, przygotowania, reagowania, odbudowy, mogą stanowić źródło wiedzy, a dalej umiejętności – nawyków. Wiedzy niezbędnej. Wiedzy, która wcielona w życie w chwili zagrożenia może nas od niego ustrzec, a straty zminimalizować.
Być może brak przygotowania pedagogicznego pracownic przedszkola jest czynnikiem ryzyka (i nie oczekuje się od nich umiejętności kontr terrorysty), ale jeszcze większym jest brak logiki w myśleniu i działaniu, nieumiejętność analizy sytuacji, lekceważenie instynktu przetrwania. Przedszkole (szkoła itd.), jej rejon i droga do niej, opieka nauczyciela, plac zabaw, boisko, basen – to niemal synonimy bezpieczeństwa. Okazuje się, że nie. Dlaczego? Bo ktoś nie sprawdził ogrodzenia, bujaczki czy piaskownicy. Bo ktoś nie zna terenu, za który odpowiada i osób, które się tam mogą pojawić. Czemu? Bo zapomniał, że to jego powinność, obowiązek, odpowiedzialność, kompetencja lub po prostu troska. Bo skłaniamy się do zrzucania odpowiedzialności na innych, na system, na służby i organy, na brak finansów lub co równie ważne, nie myślimy perspektywicznie, zakładając że moja chata skraja. Nic nie zastąpi myślenia, w tym za dziecko, które myśleć perspektywą i abstrakcją nie potrafi. Wiedząc to, nie wolno nam powiedzieć „nie wiedziałam”, „zawsze było dobrze”, „nas tego nie uczą”, „to nie jest nasza powinność”. Jest. Dopóki opiekujesz się samym sobą, straty poniesiesz ty sam. Jak odpowiadasz za innych lub wiesz, że innym dzieje się krzywda, musisz myśleć również za innych lub w ich interesie. Czy tragedii w przedszkolu, na szkolnym boisku, w szkole można uniknąć? Tak.
Jeżeli mamy do czynienia z osobą niezrównoważona psychicznie (przykład Poznania),
a wiec z kimś nieobliczalnym, o którym dodatkowo nie mieliśmy informacji, a więc czasu na przygotowanie, nasze zachowanie powinno się ograniczać do unikania, ucieczki i, lub
w ostateczności, walki. Czy w sytuacji takiej jak Poznań można było tak postąpić? Nie wiem. Ale jeżeli jesteśmy świadkami lub uczestnikami sytuacji w której, jakaś osoba w miejscu publicznym (w naszej strefie komfortu), zachowuje się co najmniej dziwne – unikajmy
i uciekajmy. Mężczyzna z Poznania zaczepiał innych. Gdy atak jest niespodziewany i szybki, niestety można zakładać, że pierwsze osoby staną się jego ofiarami. Co byłoby gdyby chciał kontynuować swoje „dzieło”? Czy ktoś uciekał, chronił dzieci? Czy wcześniej zamachowiec był widziany na ulicy ze swoim afektywnym zachowaniem? Nie wiem. Ale gdyby był, nie może nas obezwładniać ciekawość lub strach. Nie kogoś odpowiedzialnego za swoje bezpieczeństwo lub tym bardziej za bezpieczeństwo innych.
Cicha śmierć w mieszkaniu, której sprawcą jest osoba najbliższa, jest najtrudniejsza do przewidzenia. Najtrudniej sprawcę takiego powstrzymać, a ofierze w jakikolwiek sposób pomóc. Niestety. Czasami jedyną metodą na przeciwdziałanie takiej agresji jest surowa sankcja karna, która może zadziałać prewencyjnie, ale działa ona już post factum. Jednak gdybyśmy kiedykolwiek byli świadkami czegoś, co w naszej ocenie jest przerażające, a dzieje się za ścianą, nie ignorujmy tego. Jeżeli, jak w przypadku Grzegorza Borysa, jego zachowanie już sprowadzało na siebie uwagę sąsiadów, czemu nie alarmowali właściwych służb? A jeżeli tak było, co one zrobiły?
Elementami wspólnymi pożądanych działań zapobiegawczych są: analiza, przeciwdziałanie im (unikanie), przygotowanie się, działanie (ucieczka, obrona), przywracanie stanu bezpiecznego (odbudowa bezpieczeństwa, udzielanie pomocy). To nieustanna analiza (myślenie o) mogących pojawić się zagrożeniach (w każdym miejscu, w każdym czasie, ze strony wszystkich i wszystkiego). Fakt obserwacji i oceny naszego otocznia i zachowania ludzi, przygotowuje nas do właściwszej reakcji. Przynajmniej poprzez uniknięcie zaskoczenia.
Konkluzje. Nie jesteśmy w stanie – zarówno my, jak i służby (chodź od nich właśnie, powinniśmy tego oczekiwać) wszystkiego przewidzieć, zapobiec, udaremnić lub uratować. Jednak przy odrobinie chęci, szanse na to wzrastają. Zacznijmy „widzieć” niebezpieczeństwo. Zagrożenia są naszą codziennością, od tych prozaicznych, jak kolizja na drodze, po te najkoszmarniejsze, jak na tej drodze zabójstwo. Zagrożenia nie znikły i nigdy nie znikną. Sytuacja funkcjonowania pod presją zagrożeń i ciągłą uwagą nie jest komfortowa tylko i wyłącznie wówczas, kiedy nie mamy zdolności do odpowiedniej reakcji na nie. Jeżeli pobudzimy instynkt samozachowawczy i dodamy do tego minimum wyuczonych i opanowanych umiejętności, staniemy się, o ile nie gwarantem, to przynajmniej elementem wsparcia, enklawą spodziewanych kierunków pomocy i źródłem potencjalnej reakcji.
dr ppor. Wojciech Wasilewski
Zakład Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie Akademia Mazowiecka w Płocku