Gospodarka i społeczeństwo

Michał w Zakopanem [cz.1]

18 lat temu z polecenia kolegi przeczytałem książkę “W stronę Pysznej” (Zielińskiego praca opisuje pewien moment w historii Tatr i pewne szczególne miejsce – schronisko na Pysznej, które znajdowało się w Dolinie Pysznieńskiej, obecnie zamkniętej dla ruchu turystycznego części doliny Kościeliskiej). Ta książka była początkiem mojej przygody z Zakopanem (bo Tatry znałem już wcześniej) i fascynacji jego kulturą, a konkretnie pewną mocą przyciągania, które miało Zakopane.

Zakopane było magicznym miejscem integrującym artystów różnych rzemiosł z szeroko pojętego kulturalnego kręgu kultury polskiej. Był taki okres od przełomu XIX i XX wieku do 1939 roku, że bywali tu wszyscy liczący się artyści, wielu wybitnych działaczy społecznych, niepodległościowych i polityków. Ten okres w historii Zakopanego stał się dla mnie źródłem fascynacji.

Stąd dalej poszło moje zainteresowanie architekturą Stanisława Witkiewicza, fotografią i malarstwem Witkacego, muzyką Karola Szymanowskiego, grafiką Zofii Stryjeńskiej, prozą Rafała Malczewskiego i Kornela Makuszyńskiego, poezją Kazimierza Przerwy-Tetmajera i innymi osobami tworzącymi fenomen miasta Zakopane.

Pozwoliłem sobie w tym roku przyjechać do Zakopanego na 4 dni, aby spróbować zarazić swoją córkę miłością do kultury zakopiańskiej i powiem, że jest to bardzo trudne zadanie, nie tylko ze względu na jej młody wiek. Przyjeżdżając do Zakopanego współczesnego musiałem dokonać konfrontacji swojej wizji miasta, które nie istnieje od 80 lat, ze stanem faktycznym. Dochodzę do wniosku, że tak jak kochałem to Zakopane, którego nigdy nie było mi dane poznać inaczej niż z literatury, zdjęć, malarstwa, tak samo mocno nie lubię tego Zakopanego, w którym obecnie przewalają się tłumy osób w otoczeniu wszechbadziewia i wszechtandety.  I choć nie mam nic do turystów i cieszę się, że tak wiele osób może cieszyć się Tatrami, to jednak pewna jarmarczna tandetność atrakcji przygotowanych dla rzeki gości, a także chciwość górali, robią na mnie jak najsmutniejsze wrażenie. To pierwsza myśl.

Dzisiaj byliśmy w czterech muzeach: w muzeum Kornela Makuszyńskiego (jego dawnym mieszkaniu), w willi Atma będącej Muzeum Karola Szymanowskiego, w Kolibie, która jest poświęcona Stanisławowi Witkiewiczowi oraz Willi Oksza poświęconej Witkacemu. Przyszedł mi do głowy taki fenomen, którym jest to, że każdy z tych wymienionych ludzi – Makuszyński, Szymanowski, Witkiewicz, Witkacy – był w pewien sposób wybitną indywidualnością odznaczającą się na tle ogółu społeczeństwa. Każdego z nich uznajemy za Polaka, a przecież Makuszyński urodził się w Stryju na terenie dzisiejszej Ukrainy, Witkiewicz urodził się na Żmudzi (Litwa), Szymanowski w Tymoszówce pod Kijowem i tylko Witkacy – można powiedzieć – był tutejszy, a jednak wszystkich ich uznajemy za Polaków. W istocie byli to Polacy, ostatnie dzieci wielkiej Rzeczpospolitej, ostatnie dzieci projektu międzymorza. Osoby, które po roku 1918, właśnie tutaj – w Zakopanem – znalazły azyl. Ten azyl zniknął po wojnie II wojnie światowej i przemianach, które przyniosły przesunięcie Polski na wchód na prawie 50 lat.

Jutro idę w góry. To znaczy będzie więcej zdjęć, a mniej gadania. Pozdrawiam z Pardałówki. 

Michał Korwin-Szymanowski 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *