Niepodległość…
Listopad, zaczynający się Zaduszkami i Świętem Wszystkich Świętych, zachęca nas do refleksji nad przeszłością, upływem czasu i przemijaniem. Myślę, że dobrze z tym świętem komponuje się Dzień Niepodległości, podczas którego z jednej strony cieszymy się z faktu odzyskania przez Polskę niepodległości, a z drugiej – wspominamy tych wszystkich, którzy swoją działalnością przyczynili się do wywalczenia wolności dla Polski.
Samo odzyskanie wolności nie było jednorazowym aktem, lecz procesem, w który na przestrzeni lat zaangażowane pozostawało wiele osób z różnych środowisk, często wyznających całkowicie różne poglądy polityczne i osobiste, nie darzących się sympatią. Miejscem, gdzie symbolicznie stoją oni obok siebie, pogodzeni, jest warszawska ulica Aleje Ujazdowskie, na której na przestrzeni 2 kilometrów stoją pomniki kolejnych „Ojców Niepodległości”.
Co symboliczne, ulica – dawny salon XIX-wiecznej Warszawy – rozpoczyna się na swym północnym krańcu od Placu Trzech Krzyży, na środku którego wznosi się monumentalny kościół klasycystyczny pod wezwaniem Świętego Aleksandra, zbudowany na cześć cara Rosji i króla Królestwa Polskiego Aleksandra I Romanowa. Tak, był okres na początku XIX wieku, przed powstaniem listopadowym 1831 roku, kiedy Polacy wierzyli, że swój dobrobyt i szczęście mogą wiązać z sojuszem z Rosją. W podzięce carowi za odnowienie Polski po okresie napoleońskim powstaje kościół – wotum wdzięczności dla cara. W tym okresie powstaje także znana i do dzisiaj śpiewana w kościołach pieśń „Boże, coś Polskę”, pierwotnie śpiewana w innej wersji. W refrenie pieśni autorstwa Felińskiego padały słowa: „Naszego króla zachowaj nam, Panie!”, jako hołd dla cara i króla Aleksandra I, na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego.
Na tymże samym placu, ale już u początku Alei Jerozolimskich, z wysokiego pomnika patrzy Wincenty Witos, syn wsi polskiej, ten, który pociągnął za sobą ruch ludowy w stronę Polski. Bez poparcia polskiej wsi dla sprawy niepodległości, bez chłopa, który poczuł się Polakiem-obywatelem, ten odrodzony twór upadłby. To wysiłek mobilizacyjny i aprowizacyjny wsi polskiej utrzymał państwo Polskie, gdy to chwiało się w kolejnych latach, zwarte w walce z już sowiecką Rosją.
Dalej, kierując się Alejami w kierunku południowym, trafiamy na pomnik Ignacego Paderewskiego, w parku jego imienia. Muzyk, polityk, z przekonań narodowy demokrata. Człowiek, który osobistą popularnością zapewnił młodemu państwu silne poparcie Stanów Zjednoczonych. Decyzja Ameryki o tym, że odbudowa Polski jest jednym z warunków zakończenia I wojny światowej, to jego współzasługa.
Nieopodal, na Placu na Rozdrożu, który rozcina Aleje Ujazdowskie na dwie części, prawdziwy wysyp pomników: Ignacy Daszyński, Wojciech Korfanty, Roman Dmowski.
Daszyński to ruch socjalistyczny, to robotnicy polscy, którzy mieli poprzeć ideę niepodległości, a nie ponadnarodową robotniczą wspólnotę komunistyczną, do czego zachęcał ich ruch komunistyczny (Wasilewska, Marchlewski). Gdyby nie Daszyński i jego podporządkowanie się Piłsudskiemu w odpowiednim momencie, w Polsce niepodległość nie narodziłaby się, mogłoby dojść do rewolucji komunistycznej, może nawet młody kraj upadł by w walce z najazdem bolszewickim w 1920 roku. Korfanty to Śląsk, to trzy powstania śląskie, to uzyskanie dla Polski dostępu do węgla, taniej energii. Wreszcie Roman Dmowski, polityk o wielorakich talentach. Na jego pomniku napis: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie…” Człowiek nie działający pod wpływem emocji. Jego umysł, który poznajemy poprzez jego prace, przypomina mi precyzyjną maszynę z niezwykłą dokładnością analizującą fakty, by znaleźć optymalne rozwiązanie dla problemów. To jego działalność na kongresie wersalskim zapewniła poparcie zebranych tam polityków dla sprawy polskiej. Genialny erudyta miał dar przekonać wielkich tego świata do idei odrodzonej Polski.
Ostatnim z “Ojców Niepodległości”, którego pomnik stoi w Alejach, jest Józef Piłsudski. Zdecydowanie najwyższy pomnik, ustawiony tyłem do Belwederu, na osi Alei, patrzy na wprost, wsparty o szablę. O nim najwięcej słyszymy przy Święcie Niepodległości. Jedyny wódz w tym gronie. Bardzo konfliktowy, ambitny, zakochany w Polsce i w sobie.
Poza Witosem, wszyscy z nich to synowie drobnej szlachty, wychowani w zubożałych dworach, ludzie podobnej formacji, synowie idei Sienkiewicza. Potrafili w pewnym momencie, fakt, że na krótko, ale dojść do porozumienia i odłożyć osobiste ambicje. Stoją i patrzą na Warszawę i Polskę. Co i raz koło ich pomników przechodzą demonstracje. Raz jedni, raz drudzy walczą, mając na sztandarach demokrację, konstytucję, sprawiedliwość. Wszyscy ponoć chcą dobra państwa, szkoda tylko, że nikt nie widzi, że to jedność i zgoda dały nam Polskę.
dr Michał Korwin-Szymanowski