Podróże z Michałem (cz.4)
Dzień miał być odmianą po tym, co było dotąd. Nie architektura i sztuka, a kontakt z przyrodą. Stąd wycieczka do rezerwatu Czartowe Pole, który znajduje się wewnątrz gęstych lasów porastających Roztocze.
Urokliwa dolina strumienia ukształtowała malowniczy jar. Ten widok zieleni uspokajał nas, gęsta roślinność i woda szemrząca wśród kamieni – czas uspokojenia po tym wszystkim, co dał nam Lublin, Chełm, Zamość.
Po drodze osuwisko przy samej jezdni odsłoniło bloki wapienne. Kawałki skały sprzed milionów lat, a każdy pełen muszelek, ślad po morzu, ktore było tu kiedyś.
Od wielkiej historii Rzeczpospolitej nie można uciec. Dzień kończyliśmy przybywając do Jarosławia. Jarosław jest – a mogę to powiedzieć po ponad dwugodzinnym spacerze po mieście – prześliczny.
Każdy z nas ma swoich ulubionych pisarzy. Jednym z moich ulubionych jest Jacek Komuda, autor szeregu powieści utrzymanych w stylu łotrzykowskim, dziejących się na przełomie XVI i XVII wieku. Jego historie, w znacznej mierze, skupiają się w trójkącie, którego wierzchołki wyznaczają miasta: Lwów-Rzeszów oraz dzikie stoki Bieszczad. Przemyśl, Jarosław, czy Przeworsk znajdują się na terenie tego trójkąta i są to miasta, w których podobnie jak w Zamościu możemy doświadczyć tego, dlaczego I Rzeczypospolita była uważana w dawnych czasach za potęgę.
Barwność opisów J. Komudy, a z drugiej strony wnikliwa lektura “Dziejów Polski” prof. A. Nowaka, były kluczowe w wyborze miejsc do zwiedzania.
Kiedy przebywamy tutaj, na ten jedyny kawałek Rusi, który pozostał po II wojnie światowej w polskich granicach, możemy zetknąć się ze śladami bogactwa i zabytkami, które zgrupowane w Jarosławiu mogłyby spokojnie ozdobić ze cztery powiaty na Mazowszu. W tym jednym mieście (39 tys. mieszkańców) mamy rynek z renesansowymi kamienicami, zespół obronny wokół klasztoru sióstr Benedyktynek, zespoły kościelno-klasztorne: Dominikanów, Franciszkanów, Jezuitów, a każdy z nich konkurujący kunsztem wykonania, pięknem i wielkością z najwspanialszymi kościołami Warszawy i Mazowsza.
Michał Korwin – Szymanowski