Michał w Rzymie: Rzym, na drodze [cz.2]
Rzym przywitał nas uderzeniem gorąca, które sprowadziło moje plany do tak zwanego parteru. O 12:00 termometry wskazywały 37 stopni i było to co najmniej 7 stopni więcej, niż to, co byłem w stanie przeżyć.
Po szybkich zakupach, w trakcie których kupiliśmy w lokalnej piekarni kilka rodzajów pizzy na wagę oraz przepyszne supli, udaliśmy się na siestę i nie ukrywam, że dwie godziny snu w klimatyzowanym pokoju dobrze nam zrobiły. Kiedy wstaliśmy stanęliśmy przed wyborem, gdzie rozpocząć w dniu dzisiejszym naszą przygodę z Rzymem.
Nasz wybór padł na miejsce dość nieoczywiste. Nie ruszyliśmy pędem w kierunku Koloseum, Panteonu czy Bazyliki Świętego Piotra. Udaliśmy się poza granice historycznego miasta Rzymu, do bazyliki Świętego Pawła za murami, gdzie przy grobie tego świętego modliliśmy się o udany wyjazd.
Nie będę ukrywał, że choć widziałem w życiu setki przepięknych kościołów, to to, co zobaczyłem we wnętrzu Bazyliki Świętego Pawła, było tak piękne, że wzruszyło mnie do łez. Ponad godzinę zostaliśmy w świątyni ciesząc się jej pięknem i panującym we wnętrzu chłodem. Ze świątyni podjechaliśmy metrem w okolice bramy Ostyjskiej, przy której znajduje się grobowiec w kształcie ponad 30-metrowej piramidy, a następnie przez wzgórze Awertynu, Forum Romanum, Plac Wenecki oraz ulicę Wiktora Emanuela II (taki król, co to zjednoczył Włochy) udaliśmy się pod bazylikę Świętego Piotra, by podziwiać zachód słońca.
Dzień kończyliśmy w tratori (restauracja dla lokalasów) nieopodal naszego hotelu, przy parafii Świętego Józefa.
Michał Korwin – Szymanowski